
Nie będzie to tekst o tym, jak w zdrowy sposób zrzucić parę zbędnych kilogramów. W ramach ciekawostki chciałbym przedstawić Wam, jak wygląda proces zbijania wagi przed walką lub innego typu zawodami, w których mamy określone kategorie wagowe.
Po co zbijać wagę?
Na początku kilka słów o celowości tego procesu. Odpowiedź jest prosta: chodzi o proporcje warunków fizycznych i siły do masy ciała.
Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że walczę w kategorii średniej, czyli 84 kg na co dzień ważąc ok. 96 kg. Gdybym wcale nie zbijał wagi, musiałbym walczyć w kategorii półcięzkiej z dużo większymi i silniejszymi zawodnikami, którzy zapewne też zbijają do swojego limitu ponad 10 kg.
Tak więc prawie każdy sportowiec w celu maksymalizacji wyników decyduje się na ten proces. Jest naprawdę niewielu zawodników, którzy na ważeniu przed walką i na co dzień utrzymują podobną wagę.
Proces
Przez cały okres intensywnych przygotowań (ok. 8-10 tyg.) ściśle przestrzegam diety. Pełnowartościowe białka i tłuszcze w ciągu dnia i solidne ładowanie węglowodanów w porach okołotreningowych. Kaloryczność utrzymuje na poziomie ok. 3500 kcal. Z czasem delikatnie obcinam kaloryczność, jednak priorytetem w tym okresie jest dostarczenie odpowiednich składników odżywczych i paliwa dla organizmu dla szybkiej regeneracji i ciężkich sesji treningowych – często dwa razy dziennie.
Przy ustabilizowanej diecie i ciężkich treningach waga schodzi do około 92 kg.
Ostatni tydzień do walki
Zostało 7 dni do ważenia i ok 8-9 kg za dużo. Tydzień przed walką nie ma już ciężkich treningów. To czas wypoczynku, łapanie świeżości i głodu walki no i ... robienia wagi.
Obcinam kaloryczność posiłków i zmniejszam ich objętość. Bazuję tu na posiłkach małych i treściwych takich jak tłuste mięso czy jaja. Znacząco zmniejszam podaż węglowodanów i zaczynam tryb przewadniania organizmu. Na tydzień przed ważeniem wypijam codziennie po ok. 8-10 l płynów. Głównie woda plus czarna kawa i zielona herbata lub napar z pokrzywy i kopru włoskiego. Ma to na celu wprowadzić organizm w tryb ciągłego wypłukiwania. Po to, aby dzień przed ważeniem obciąć podaż wody. Nasz organizm nie zorientuje się, że nie dostarczamy mu już wody i nadal pozostanie w trybie wypłukiwania. Nie pijemy, a organizm cały czas wydala płyny. Dodatkowo obcinamy sól i węglowodany, które zatrzymują wodę. Jest to bardzo ciężki okres i każdy, kto chociaż raz przechodził ten proces, przyzna mi rację.
Jeżeli pomimo obcięcia kaloryczności, soli i wody na kilka godzin przed ważeniem nadal nie mamy limitu, musimy zastosować wypacanie. Delikatny rozruch w grubej warstwie dresów, gorąca kąpiel lub sauna i leżenie pod kilkoma kołdrami. Niektórzy zawodnicy stosują specjalne maści rozszerzające pory i zwiększające potliwość, środki moczopędne lub inne skrajne metody, które pozostaną znane tylko środowiskom zawodniczym.
Tak więc w ciągu ostatniego półtora dnia gubię ok. 8 kg. Ważenie od walki dzieli zazwyczaj okres ponad 30 godzin. Jest to wystarczający czas na nawodnienie organizmu, uzupełnienie minerałów i naładowanie glikogenu mięśniowego. Niezmiernie ważne jest to, co zjemy i wypijemy w tym czasie. Jeżeli zawodnik pierwsze co po zejściu z wagi rzuca się na pizzę i czekoladę to wiadomo, że nie ma zielonego pojęcia o tym, co robi i można przepuszczać, że na drugi dzień nie będzie w najlepszej dyspozycji.
Priorytetem jest nawodnienie organizmu – doskonale sprawdza się tu woda kokosowa, carbo/vitargo, izotoniki oraz przygotowane samemu mikstury np. z solą himalajską, aby uzupełnić utracone minerały i zatrzymać większą ilość wody.
Potem jemy mały, łatwo przyswajalny posiłek węglowodanowy np. rozgotowany ryż z miodem i musem jabłkowym. Jeśli wszystko się przyjęło, nie czujemy dyskomfortu na żołądku i zaczynamy być głodni, możemy rozpocząć ucztę. Unikamy tłustych potraw w szczególności w pierwszej części ładowania, ponieważ tłuszcz wydłuży proces wchłaniania węglowodanów. Nie objadamy się też mięsem, które daje dość duże uczucie sytości, co na ogół w czasie po ważeniu jest niepożądanym efektem. Proporcja węglowodanów do białek powinna wynosić około 4:1. Tak więc w celu maksymalnego naładowania glikogenu mięśniowego bazujemy głównie na węglowodanach. Ryż z owocami, bezglutenowe tosty z dżemem, różnego rodzaju makarony, naleśniki, płatki itp., czyli wszystko to, o czym marzyłem przez ostatni tydzień.
W dniu walki moja waga rano na czczo wynosi ok. 94/95 kg . Tego dnia już się nie objadam. Zjadam porządne śniadanie i 2-3 mniejsze, ale zbilansowane posiłki. Ostatni na ok. 4-5 godzin przed walką. Tak, aby czuć się komfortowo i lekko. Glikogen mięśniowy jest naładowany do granic możliwości, samopoczucie świetne i jestem spokojny, że paliwa na pewno nie zabraknie.
Bartosz Leśko: Facebook | Instagram
Paliwa zdecydowanie nie zabrakło Bartoszowi podczas jego ostatniej walki na gali Fight Exclusive Night w Gdyni. Nasz ambasador pokonał w drugiej rundzie Aleksandra Rychlika. Gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów!